Recenzja filmu

W drodze (2012)
Walter Salles
Sam Riley
Garrett Hedlund

Dzienniki samochodowe

Wszystko oczywiście prezentuje się uroczo w oku kamery, która pląsa do rytmu bluesowych i jazzowych kawałków rozbrzmiewających w knajpach czy śpiewanych przez podróżników. Salles skrupulatnie
"W drodze" Jacka Kerouaca ma dziś przede wszystkim wartość dokumentu swoich czasów - przełomu lat 40. i 50., gdy pokolenie beatników zaczynało powoli rozpinać gorset grzecznej powojennej Ameryki. Ale książka wciąż urzeka jako opowieść o nietypowej przyjaźni i pogoni za czymś nieuchwytnym. Nakreślona przez Kerouaca mitologia samochodowej podróży przez puste szosy na amerykańskim odludziu z czasem stała się specjalnością kina; niemal co drugi film jest przecież filmem drogi. Największym błędem ekranizacji Waltera Sallesa jest to, że niesie on ten bagaż, nie pakując nic nowego do walizki podróżnej.

Młody pisarz Sal Paradise (Sam Riley) poznaje beztroskiego włóczęgę Deana Moriarty'ego (Garrett Hedlund) i, zafascynowany jego osobą, zaprzyjaźnia się z nim. Co będzie dalej, wiadomo: bohaterowie ruszają w drogę, która będzie testem dla ich wzajemnych relacji. Z tłumu podobnych samochodowych przypowieści wyróżnia film Sallesa głównie dramaturgiczna płaskość. Ekranowe "W drodze" powiela wrażeniowy, bezkształtny styl kerouacowskiej narracji. Jest to kalejdoskop obrazków podróżnych z powracającym raz po raz widokiem pędzącego opustoszałą drogą samochodu bohaterów. W chaotycznym rytmie przeskakujemy od sceny do sceny, od sytuacji do sytuacji, bez wyraźnego celu na horyzoncie. A jednak efekt nie jest dynamiczny, a raczej ospały, leniwy – mimo zbawiennej obecności humoru. Jednych wprowadzi to w trans, drugich – znudzi.

Ale wszystko oczywiście prezentuje się uroczo w oku kamery, która pląsa do rytmu bluesowych i jazzowych kawałków rozbrzmiewających w knajpach czy śpiewanych przez podróżników. Salles skrupulatnie odwzorowuje realia epoki, pokazując zarazem, że tamten świat nie jest aż tak daleki od naszego. Marzenia i dążenia bohaterów pozostają uniwersalne, a wzorowany na Allenie Ginsbergu okularnik Carlo Marx (Tom Sturridge) czułby się u siebie wśród dzisiejszych hipsterów. Ten emocjonalny rezonans zapewniają przede wszystkim dobrze obsadzeni aktorzy. Garrett Hedlund celnie portretuje głodne życia wieczne dziecko, jakim jest Dean Moriarty. Aktor intryguje, nawet jeśli nie emanuje aż tak magnetycznym urokiem, jaki przypisany jest jego bohaterowi. Sam Riley kreuje mniej efektowną postać, ale pełni on tu rolę narratora i siłą rzeczy kierunkuje uwagę widza na swoich towarzyszy. Kristen Stewart z kolei dowodzi, że lepiej jej w skromnych rolach dramatycznych niż w epickich wysokobudżetowych sagach.

Najbardziej jednak zapada w pamięć pojawiający się w epizodzie Viggo Mortensen jako Old Bull Lee. Jego postać to inspirowany Williamem Burroughsem mentor środowiska, w jakim obracają się protagoniści. Moment, gdy przestrzega Paradise'a przed "manipulującym" i "agresywnym" Moriartym, samemu trenując strzały z pistoletu, uświadamia nam prawdziwy charakter powikłanych relacji między członkami bohemy. Wszyscy ci duchowi bracia, wyzwoleni kontestatorzy, którzy deklarują wzajemną miłość, w rzeczywistości żerują na sobie nawzajem. Czego efektem jest również książka Kerouaca
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja W drodze
Gdyby pokusić się o zrobienie zestawienia kultowych książek nieprzekładalnych na język filmu, "W drodze"... czytaj więcej
Recenzja W drodze
Podróż w filmie Waltera Sallesa, podobnie jak w przełomowej książce Jacka Kerouaca, ma wymiar... czytaj więcej